poniedziałek, 4 kwietnia 2016

Rozdział 3

Ronnie specjalnie wstała dziś odrobinę wcześniej, by nie spotkać na swojej drodze Harry'ego. Ostatnio dość często go mijała i co gorsza nie była zadowolona z tego faktu. Dopilnowała, by Yuki nie wymknęła się z pokoju, po czym pomaszerowała na lekcje rysunku. Sala była jeszcze pusta, więc spokojnie rozpakowała się i wyjęła szkicownik. Zaczęła uważnie przyglądać się swojej ostatniej pracy. Była to najzwyklejsza w świecie suknia ślubna. Szczerze mówiąc, to dziewczyna nie była z niej zadowolona. Brakowało tam tego "czegoś"




- Do ołtarza się wybierasz? - dziewczyna podskoczyła, gdy rozbrzmiał głos obok niej. Odwróciła sie gwałtownie i ujrzała roześmianą twarz Zayn'a.
- Straszysz mnie... - odetchnęła głęboko. - Mam paść na zawał?
- A możesz... Skoro ci zależy... - wzruszył ramionami i zabrał dziewczynie szkic sprzed nosa. Oparł się o stolik, uważnie lustrując suknię.
- I co myślisz?
- Brzydkie... Nie założyłbym. - wyszczerzył się.
- Może dlatego, że jesteś facetem? Nie przystoi ci paradować w kieckach.
- Tak, czy siak... - oddał dziewczynie rysunek. - Nie założyłbym.
- Ale z ciebie dupek... - prychnęła blondynka, zamykając szkicownik.
- Ze mnie? - chłopak uniósł brew, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Ronnie zerknęła na niego, mrużąc oczy. Od zawsze wiedziała, że Zayn jest cholernie przystojny. Nieraz mu to wypominała. Jednak ani on nie był w jej typie, ani ona w jego. Był to główny powód, dla którego rozmawiali ze sobą tak swobodnie.
- Słuchaj laleczko, nie przypominaj mi nawet o tym palancie Stylesie. Miło zaczęłam dzień i miło chce go zakończyć.
- Sama o nim zaczęłaś... - wypomniał.
- Twoja wina! - Ronnie strzeliła sobie z otwartej dłoni w czoło.
- Chodź ze mną po wodę. - Poprosił.
- Po jakie licho? Kaca leczysz?
- Moooże... - niewinnie wzruszył ramionami.
- Aj Malik, Malik... - dziewczyna pokręciła głową z dezaprobatą, po czym wstała z miejsca i razem z Zayn'em ruszyła do szkolnego sklepiku. Rozmawiając mijali korytarze, które stawały się coraz to bardziej zaludnione. - Czy ciebie to nie irytuje? - Ronnie zadała pytanie, które już od dawna ją nurtowało. - Te wszystkie laski są gotowe tu i teraz zrzucić z siebie ubranie i na ciebie skoczyć...
- Może... - prychnął chłopak. - Obchodzi mnie to tyle, co ciebie tyłek Louisa.
- Jego tyłek jest w sumie niezły... - dziewczyna zagryzła wargę, uśmiechając się przebiegle. Zayn zerknął na nią.
- Nie...
- Oj, żartuje... - blondynka szturchnęła go. - Nie interesuje mnie ani Louis, ani jego pośladki. Swoją drogą, postawiłbyś mi wodę.
- Nie masz własnej kasy?
- Zostawiłam w torbie.
- Wisisz mi 1,50 $, Złotko... - Mulat roześmiał się, upijając łyk swojej wody. Ronnie słysząc słowo, którym Styles tak często ją wkurzał, najzwyczajniej w świecie wbiła Malikowi łokieć w żebra.
- Już drugi raz dziś. Grabisz sobie, Javadd... - puściła Mulatowi oczko, po czym przyspieszyła kroku. Zagapiła się i wpadła na kogoś. Już chciała się wydrzeć, ale ktosiek podał jej rękę, by pomóc wstać, oczywiście uprzednio przepraszając. - Masz szczęście, że trafiłeś na resztki mojego dobrego humoru, Louis.
- Resztki? Czyżby już po konfrontacji z Harrym?
- Nawet tak nie żartuj. - zagroziła blondynka.
- Bez urazy Ronnie, ale jesteś ciut przymała, żeby mi grozić. - wyszczerzył się niebieskooki.
- Ale moje kolana są dość długie, żeby przywitać się z twoim interesem.
- Nie może być... - brunet udał zszokowanego. Ronnie szczerze się zaśmiała.
- Właśnie... - blondynka zastanowiła się. - Piłkarz stulecia, Louis Tomlinson, tak wcześnie w szkole?
- Szukam kogoś.
- Kolejnej ofiary? - wtrącił Zayn.
- Daj mu spokój Zaynie... - zareagowała Ronnie. - Tomlinsonek się zakochał... - chwyciła policzek Louis'a i pociągnęła, jak to mają w zwyczaju babcie, widząc swoje wnuczęta po długim czasie.
- Znowu. - wtrącił Mulat.
- Trochę boli... - mruknął Lou, gdy jego polik nadal znajdował się w uścisku dziewczyny. Puściła go i leciutko uderzyła.
- Do boju Tommo, tylko jej nie wystrasz.
- Na to już za późno. - westchnął Zayn, przeciągając się. Ruszył w stronę męskich łazienek.
- Gdzie idziesz? - zapytał Lou.
- Leczyć kaca! - odparł, a po chwili nie było go widać.
- A jednak... - wyszczerzyła się blondynka.

~*~

Ronnie skończyła lekcje i marzyła już tylko o tym, aby położyć się razem z Yuki i zasnąć. Niestety czekała na nią praca domowa. W tym referat o ulubionym malarzu. Westchnęła i zatrzasnęła szafkę. Zerknęła w lewo i napotkała chłopaka w loczkach, który szarmancko opierał się o szafkę sąsiada Ronnie. Harry uniósł brew, widząc zdezorientowane spojrzenie dziewczyny.
- Żadnych wyzwisk? Obraźliwych gestów? - zaniepokoił się.
- Nie mam na ciebie czasu, Styles. - odpowiedziała spokojnie, po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła do głównego wyjścia.
- Ronald! - usłyszała krzyk. Po chwili Harry znalazł się obok. - Masz gorączkę? Może pójdzieny do pielęgniarki? Pomóc ci jakoś?
- Nie chce niczego od ciebie, tym bardziej pomocy. A teraz idź sobie. Nie chcę, żeby ktokolwiek widział nas razem.
- Wszystkie dziewczyny w tej szkole chciałyby być na twoim miejscu, Złotko.
- Słyszysz co mówisz? - parsknęła blondynka. - Spójrz w lustro. Wyglądasz jak niedorobiony ziemniak.
- Auć... - Harry teatralnie chwycił się za serce. - zabolało, Howard.
- Słuchaj. - dziewczyna przystanęła. - Odpieprz się ode mnie, bo zjeb...
- Panna Howard? - ktoś położył dłoń na ramieniu Ronnie. Blondynka zacisnęła wargi i ze sztusznym uśmiechem spojrzała na wicedyrektor.
- Tak?
- Mam dla ciebie zadanie.
- Ja nie wiem, czy... - Ronnie podjęła próbę wywinięcia się z propozycji nauczycielki. Na próżno. Pani Johnson słynęła ze swojej upartości. Do tego nigdy nie owijała w bawełnę. Jak chciała - tak było.
- Zaprojektujesz stroje dla tancerzy. Jutro o 14 spotkasz się z jedną z tancerek. Uszyjesz dla niej pierwszy strój, który będzie wzorem. Radzę ci się przyłożyć. Jeśli zawalisz - zapomnij o możliwości wyjazdu na warsztaty wakacyjne.
- Ale ja...
- Skończyłam. - kobieta zadarła podbródek, po czym ruszyła przed siebie. Ronnie zacisnęła ręce w pięści i powoli odwróciła się do Harry'ego.
- Oj buraczku... nie stresuj się. Przyjde ci pomóc. - mrugnął Loczek i udał się w swoją stronę.